Nikt nie podpalił bezdomnego. To był nieszczęśliwy wypadek
"Od początku podkreślaliśmy, że badamy wiarygodność historii opublikowanej w mediach społecznościowych. Zebrane przez nas informacje zaprzeczają, by doszło do przestępstwa na szkodę 64-letniego bezdomnego. On sam przesłuchany po raz drugi w świetle przedstawionych mu dowodów, zmienił wersję wydarzeń" – powiedział Jaroszewicz.
W ostatnich dniach w mediach społecznościowych pojawiła się historia bezdomnego z poparzoną głową, która szybko została podchwycona przez wiele mediów, w tym ogólnopolskich. Według informacji około dwóch tygodni temu na bulwarze nad Wartą młodzi ludzie mieli podpalić włosy na głowie bezdomnemu.
Po tych doniesieniach wyjaśnieniem sprawy zajęli się kryminalni z gorzowskiej komendy. Dotarli oni do rzekomego pokrzywdzonego, który wcześniej nie zgłosił się na policję. Wskazane przez niego miejsce zdarzenia i godzina nie odpowiadały jednak policyjnym ustaleniom, m.in. analizie zapisu monitoringu. Choć zawiadamiający był pouczony o odpowiedzialności karnej, podczas przesłuchania nie zmienił wersji wydarzeń.
Dzięki zgromadzonym dowodom, policjantom udało się ustalić, że na bulwarze nie doszło do podpalenia głowy bezdomnego. Z relacji innych osób wynika, że faktycznie poparzył on głowę, ale na skutek nieszczęśliwego wypadku, w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z ogniem w namiocie, w którym nocował.
Policjanci dotarli do tego miejsca. Były tam szczątki spalonego namiotu oraz rzeczy osobistych. Potem jeszcze raz przesłuchali bezdomnego. Okazało się wówczas, że 64-latek na przełomie lutego i marca przebywał w namiocie, który uległ zapłonowi i podczas tego pożaru spłonęły jego włosy.
"Dzięki intensywnej pracy funkcjonariuszy historia, która bulwersowała opinię publiczną, została wyjaśniona. W Gorzowie Wielkopolskim nie było grupy ludzi, którzy mieliby podpalić włosy bezdomnego" – zakończył Jaroszewicz. (PAP)
autor: Marcin Rynkiewicz
mmd/ mark/